Szczęście tramwajarza

Dziecko nie spełnia naszych oczekiwań. Nie ma zadatków na geniusza. Jak sobie z tym poradzić?

Według Światowej Organizacji Zdrowia 20 proc. młodych ludzi ma zaburzenia poznawcze, emocjonalne i behawioralne, a jeden na ośmioro cierpi z powodu schorzenia psychicznego. WHO prognozuje, że do 2020 r. choroby umysłowe będą wśród pięciu głównych przyczyn śmierci lub inwalidztwa wśród młodych. Coraz częściej odnotowuje się samookaleczenia, depresje i samobójstwa.

U dzieci występują też zaburzenia odżywania – anoreksja, bulimia, kompulsywne objadanie się. A także objawy somatyczne: bóle brzucha, migreny, biegunki oraz chroniczne zmęczenie.

Badania bezlitośnie wskazują, iż do psychiatrów i psychologów młodzież nie zgłasza się już głównie z powodu problemów miłosnych. Przyczyną wizyt jest stres, napięcie psychiczne, trudności z koncentracją i bezsenność.

Mózg odczuwa dyskomfort głównie z powodu stylu życia narzuconego dzieciom od najmłodszych lat. Stylu wyznaczanego przez presję, którą wywierają ambitni rodzice. Ci, których podstawowym celem jest wychowanie geniusza.

Einstein albo tragedia

Wszystko zaczyna się najczęściej jeszcze zanim dziecko się urodzi. Już wtedy ambitni rodzice zapisują je do najlepszej szkoły w mieście i skrupulatnie przygotowują plan zajęć dodatkowych. Zaczynają gromadzić wyłącznie zabawki wspierające jego rozwój umysłowy i płyty do nauki języków obcych dla niemowląt. W wolnych chwilach przyszłe mamy zakładają na brzuch słuchawki i puszczają swojej kruszynie muzykę klasyczną.

Bo przecież obserwują inne matki i ojców wracających z dziećmi do domu późnym wieczorem po lekcjach muzyki, baletu, tańca i treningach sportowych. I mimo wszystko zastanawiają się, czy już się z pracą nad rozwojem swojego syna czy córki nie spóźnili. Więc zasiadają przed komputerem i w sieci szukają informacji na temat zarządzania czasem dziecka. Tu dowiadują się, że aby wychować geniusza, powinni kupić odpowiedni sprzęt komputerowy, elektroniczne gadżety, telefony, na których można instalować „ważne” do nauki programy. Zyskują wiedzę, dokąd najlepiej wysłać dzieci na twórcze wakacje i zapełnić im do maksimum każdą wolną chwilę.

A kiedy już misterny plan dzień po dniu i rok po roku realizują, ambitni mama i tata osiągnięcia potomka traktują jak swoje. To tzw. przedłużenie rodzicielskiego ego – skoro moje dziecko dzięki mojej pracy osiąga dobre wyniki w nauce, to mogę się tym chwalić na forach społecznościowych, w pracy i na rodzinnych kolacjach. Niektórzy mówią wręcz: „napisaliśmy świetnie sprawdzian”, „wygraliśmy zawody”. Rozpiera ich duma.

Bo dziecko stało się główną i najdroższą inwestycją rodziców. Sądzą, że jeśli ich potomkowie będą idealni pod każdym względem, to wtedy oni sami będą postrzegani jako idealni. Współcześni rodzice są na ogół starsi i lepiej wykształceni niż jeszcze pokolenie wstecz, a jednocześnie bardziej ulegają takiej presji. Dotyczy to przede wszystkim kobiet, które traktują macierzyństwo jak dodatkową pracę, w której chcą być świetne. Starają się udowodnić, że pogodzenie pracy zawodowej i rodzicielstwa jest nie tylko możliwe, ale pozwala na zwiększenie motywacji do zarządzania czasem w ciągu doby. W rezultacie lekceważą zdrowy rozsądek i intuicję, a ich rodzicielstwo przybiera formę projektu. Co jednak, jeśli tym w projekcie dziecko okazuje się nie dość znakomitym partnerem?

Gdy syn czy córka nie radzą sobie w nauce, nie są powszechnie lubiane i przebojowe, u rodziców pojawia się wątpliwość: czy aby na pewno zrobiliśmy wszystko, co trzeba? Dlaczego zajęcia z native speakerem, nauka pływania z osobistym trenerem, szkoła muzyczna, kurs szybkiego czytania, zajęcia sportowe nie przynoszą efektów? Może trzeba zmienić trenerów i nauczycieli? Ambitni i perfekcyjni rodzice zaczynają odczuwać gniew, lęk i przygnębienie. Sięgają zatem do kolejnych poradników, jak być jeszcze lepszym rodzicem, jak sobie radzić z potomkiem, który nie dość, że nie okazał się geniuszem, to jeszcze nie zależy mu na najwyższej średniej w klasie i nie ma ochoty grać na skrzypcach. Rzadko przychodzi im do głowy, że może dla ich dziecka to zbyt dużo. I złość na swoją „niedoskonałość” przelewają na nie.

A młody człowiek nie jest obojętny na stan emocjonalny rodzica, który ma poczucie porażki. Czuje się bezsilny, gorszy, niechciany. Zaczyna mieć jeszcze większe trudności w szkole, bo materiału przybywa, a zaległości się nie zmniejszają, zatem i nauczyciele nie są z niego zadowoleni. Takie napięcie emocjonalne może w końcu doprowadzić do zaburzeń zachowania dziecka. Niektórzy rodzice to ignorują, a inni wdrażają w życie plan naprawczy: idą naprawić dziecko u psychiatry lub psychologa. Jednak często nawet wtedy nie są w stanie dostrzec prawdziwej przyczyny kłopotów. Są tym bardziej przekonani, że problem tkwi w dziecku, nie w nich.

Konsekwencje starań, aby dziecko było geniuszem, chociaż nie ma ku temu predyspozycji, są nie tylko doraźne, ale odbiją się na jego przyszłości. Zbadał to i opisał już w latach 80. psycholog Jerzy Mellibruda. Dorosły człowiek ma bowiem zbiór tendencji umysłowych, emocjonalnych i behawioralnych, które wyznaczają jakość jego relacji z samym sobą i z innymi. Jeśli zostały one ukształtowane przez toksyczne doświadczenia z ważnymi osobami w dzieciństwie, może mieć poczucie niskiej wartości i negatywny stosunek do siebie. Może nie być zadowolony z siebie, nawet gdy osiąga znaczne sukcesy. Usilnie szukać aprobaty i potwierdzenia własnej wartości u innych ludzi. Reakcje otoczenia stają się głównym wyznacznikiem jego samooceny.

Dzieci, które doświadczają niezadowolenia ze strony rodziców, nabywają przekonania, że muszą się bardzo starać, by być akceptowane oraz że miłość jest warunkowa. W życiu dorosłym mogą mieć duże trudności we współpracy z innymi głównie z powodu poczucia, że są mało wartościowe.

Jak będąc rodzicem, przyjąć te proste prawdy i zmienić siebie?

Pogodzić się ze zwyczajnością

Żadne poradniki nie zastąpią samoobserwacji. Rodzice, którzy wywierają presję na dziecko, sami są bowiem zwykle pod wpływem różnych destrukcyjnych czynników – najczęściej doświadczeń z wczesnych lat własnego dzieciństwa – kształtujących sposób myślenia o sobie i rzeczywistości. Mogli być obiektem nadmiernych ambicji własnych rodziców lub przeciwnie – mogli być traktowani z obojętnością. W pierwszym przypadku przenoszą po prostu znany model wychowania na własne dziecko. W drugim – są pod wpływem mechanizmu zwanego nadmierną kompensacją: w stosunku do własnych dzieci zachowują się odwrotnie, niż sami tego doświadczyli. Są bowiem przekonani, że wymagania – nawet nadmierne – w stosunku do dziecka, to najważniejszy sposób okazywania troski: robimy to dla jego dobra, nam rodzice nie poświęcali czasu i nie myśleli o naszej przyszłości. Sądzą, że w konsekwencji uszczęśliwią i siebie, i dziecko. I nie zauważają, że ono może pojęcie szczęścia rozumieć inaczej.

Tacy rodzice powinni sobie odpowiedzieć na pytania, co myślą o swoim dziecku, jakie jego zachowania powodują ich złość, dlaczego tak naprawdę są rozczarowani jego niedoskonałością? (patrz ramka powyżej). Po przemyśleniu odpowiedzi trzeba pójść krok dalej: zatrzymać destrukcyjne myślenie „Einstein albo tragedia”. Tu przydatne będzie znalezienie pozytywnych cech dziecka – ma dużą wyobraźnię, łatwo nawiązuje relacje z innymi, a może jest spontaniczne i koleżeńskie? Warto porozmawiać z dzieckiem o tym, co lubi robić, co mu sprawia przyjemność, czego chciałby robić więcej oraz co go złościło i zasmucało w relacji z rodzicem. A przy okazji zastanowić się nad tym, co samemu chciało się usłyszeć od rodzica w sytuacji nadmiernych oczekiwań lub zaniedbania.

W następnej kolejności dobrze jest przemyśleć, jak możemy powstrzymać zachowania wywierające presję na dziecku. Najlepszym sposobem będzie obserwacja jego reakcji. Dostrzeżenie, że to, co nam wydaje się stanowczym wyrażeniem emocji, dla niego jest już niemożliwym do zaakceptowania krzykiem. I spokojna rozmowa z nim na ten temat już bez złości i gniewu.

Ostatni etap to oswojenie się z myślą, że dziecko jest istotą odrębną, co oznacza, że nie stanowi przedłużenia rodzicielskiego ego. Jest, jakie jest – ma wady i zalety, umiejętności i braki, w pewnych dziedzinach jest zdolne, a w innych już nie. I nawet najlepszy scenariusz wychowania geniusza, ignorujący rzeczywistość, nie może się sprawdzić

A co może zrobić dorastający człowiek, aby powstrzymać zbyt wymagających rodziców? Przede wszystkim próbować rozmawiać z nimi o swoich zainteresowaniach i predyspozycjach. A także o swoich odczuciach w związku z ich wymaganiami. Jeżeli to nie pomoże, dziecko musi spróbować uświadomić i sobie, i rodzicom, że nie jest złe czy niewdzięczne, tylko dlatego, że nie spełnia ich oczekiwań. W skrajnych przypadkach obie strony powinny skorzystać z pomocy psychologa lub psychoterapeuty.

Idealnym zakończeniem takiej sytuacji jest zrozumienie, że życie rodziców się nie skończy, jeśli dziecko nie pójdzie na renomowaną uczelnię i nie dostanie Nobla. Może jako motorniczy tramwaju będzie zdrowym i szczęśliwym człowiekiem. A na tym przede wszystkim każdemu rodzicowi powinno zależeć.

***

Przemyśl i wyciągnij wnioski

Co się ze mną dzieje, kiedy dziecko nie jest takie, jak oczekuję:

  • Jakie emocje odczuwam (np. rozczarowanie, smutek, gniew, zazdrość, przygnębienie)?
  • Jakie myśli przychodzą mi do głowy na temat mojego dziecka?
  • Jak reaguję na tę sytuację (np. kłótnia, krzyk, wycofanie się, wymierzanie kar)?
  • Co czułbym na miejscu dziecka, kiedy rodzic nie byłby ze mnie zadowolony?
  • Czy uczucia, których doświadczam teraz, są mi znane z przeszłości?
  • Co się stanie, jeśli przestanę wywierać presję na dziecko?
  • Jakie to ostatecznie będzie miało dla mnie znaczenie?

 

Artykuł został opublikowany w Poradniku Psychologicznym Polityki „Ja My Oni” z dnia 4 sierpnia 2015 roku „Co po kim dziedziczymy”